Moje psy to trochę tresowane małpy. Po co? Po co "tresuję" Lesia? Przecież się wszystkiego boi, łatwo nakręca i taki rozedrgany jakiś. Psa wystarczy wybiegać i już, a Lesiu uwielbia biegać, jest kwintesencją biegania.
Po co pies, który ucieka i kuli się słysząc kaszlnięcie (nasza Raven) ma dawać łapę, siadać na hasło? Na co Mikiemu, psiemu seniorowi, który lubi spokój i spanie umiejętność szukania cynamonu?
Cały ten cyrk jest po to, żeby nawiązać z psem więź. Uczymy się siebie nawzajem cierpliwie trenując drobiazgi, bo dla moich psów, zwykłe siad na komendę wymaga delikatności, spokoju i mnóstwa czasu. Miki i Raven jeszcze tego nie potrafią. Staramy się i damy radę, za jakiś czas będą umiały.
Zworka
Zworka to cyrkuśnik. Siada, turla się, slalomuje, prosi, włazi na dziwne przedmioty. Po co?
Po zaufanie. Wiem, że jak się przestraszy, to nie ucieknie w siną dal, tylko do mnie. Sztuczkowanie pomoże jej "nerwowe"sytuacje. Potrafi już ćwiczyć przy innych ludziach, wśród innych psów. Nie atakuje każdego obcego psa, bo woli się turlać i podawać łapę. Woli być ze mną, bo wie, że ze mną jest fajnie i nic jej nie grozi.
Raven szuka zapachów i w trakcie poszukiwań może stukać, spadać, hałasować. W czasie pracy Raven się nie boi. Uczy się prostych rzeczy dzięki czemu nie ucieka na widok każdego człowieka. Potrafi podejść, od tyłu, ale daje radę.
Ucząc sztuczek spędzam czas z psem. Nawiązuję więź, buduję zaufanie. Uczę siebie bycia konsekwentnym i klarownym w "rozmowie" z psem. Mój pies widzi, że umiem pokazać mu o co mi chodzi, coraz bardziej mnie rozumie. Ja zaczynam wiedzieć kiedy psu jest dobrze, a kiedy wolałby robić coś innego. Zaczynam kumać i zauważać, że mruży często oczy i nie chce ćwiczyć, że odwraca głowę i udaje, że mnie nie słyszy, gdy pojawia się problem, że skacze na mnie, kiedy pojawia się obcy człowiek.
Nieważne czego uczę. Ważne, że jesteśmy razem i mój pies coraz bardziej mi ufa i coraz bardziej się ogarnia. Taki Leś, co to najpierw biegnie, potem myśli. Uczę go myśleć, oj męczy go to myślenie. Zdarza mu się już zastanowić zanim pobiegnie, potrafi usiąść, zawarować. Na chwilkę, pół sekundy jedynie, dzięki ćwiczeniom za rok, dwa, może pięć, będzie grzecznie czekał na komendę a nie leciał na łeb na szyję przed siebie.
Im więcej czasu spędzam na pracy z psem tym większe prawdopodobieństwo, że jak zawołam, to do mnie wróci, że nie ucieknie ze strachu, a jeśli już to do mnie.
Moje psy nie trzęsą się u weterynarza, mimo, że nie lubią. Wiedzą, że to nic miłego, strzykawki, macanie, zaglądanie do pyska a mimo to potrafią siedzieć spokojnie, skupić się na mnie, poćwiczyć. Noszę do weta zabawki, maty węchowe. Po to, by łatwiej było im przetrwać wizytę.
Norek
Rubi, gość hotelowy
Zara, gość hotelowy
Mało tego, wszystkie te sztuczki wykorzystuję przy psach hotelowych. Jasno postawione zadanie pomaga hotelowym psom odnaleźć się w obcym miejscu, wśród obcych psów, z obcymi ludźmi. Wasze psy mi ufają, bo o nie dbam, spędzam z nimi czas, ćwiczę z nimi.